top of page

ZDROWE i SMACZNE przekąski dla dzieci

Niech żyje produktowe równouprawnienie! W sklepach do tego, co gluten-free, sugar-free i everything-you-can-imagine-free przytulają się kolorowe paczki ze słodkimi grafikami i równie słodką zawartością. Jasne, że każde dziecko wyciągnie po nie rękę. W końcu na pudełkach same znajome postaci – zwierzaki. Elza z Frozen. Uśmiechnięte buźki. „A cio to?” – pyta mała N., wymachując upolowanymi słodyczami. Ładuje je szybko do koszyka. Nie musi wiedzieć, jak one smakują, żeby się jej spodobały. Dobrobyt i reklama. Jak w tych czasach wychować małego, zdrowo się odżywiającego obywatela?

Wyjaśnijmy sobie coś najpierw. Po 1sze – nie znam odpowiedzi na to pytanie! Moja mała ma 1.5 roku. Proces wychowania dopiero się zaczyna. Nie umiałabym zliczyć, ile razy w tym czasie opadałam na krzesło późnym wieczorem wyrokując, że „nie ogarniam”. Żaden ze mnie mgr Mama. Ja tu się dopiero uczę!

Ale…

Są rzeczy, których się uczepiłam jak rzep psiego ogona na długo, zanim mała N. na długie miesiące uczepiła się mojej nogi, gdy tylko wejdę do kuchni.

1. Nie będę mamą „nie wolno” (o tym kiedy indziej) 2. Zrobię wszystko, żeby była odważna (KLIK) 3. Pokażę jej, co to miłość do sportu 4. …i książek (KLIK) 5. ….i zdrowego jedzenia.

STOP.

Mało piszę na RwM o jedzeniu. Nie dlatego,  że mnie to nie interesuje. Wręcz przeciwnie – od liceum dbam o to, co jem i wiem na ten temat dość sporo. W sieci jest jednak wystarczająco dużo świetnych stronek o odżywianiu i nie czuję powołania, żeby ten temat u siebie rozpracowywać.

To teraz lecę z konkretami. JAK ZDROWO ODŻYWIAM MOJE DZIECKO (mając nadzieję, że zachowa te nawyki)?

1. NATURALNIE PO RAZ 1SZY Pilnowałam się grzecznie zaleceń WHO. Pierwsze 6 miesięcy – wyłączne KP. I jak już się rozpędziłam, tak przekroczyłam rok, choć wcale tego nie planowałam. Temat jest tak gorący w internetach, że nawet go już nie tykam i idę od razu dalej.

2. NATURALNIE PO RAZ 2GI Poszłam w BLW czyli, przekładając to na język naszych babć, takie stopniowe, intuicyjne i samodzielne jedzenie. Bez miksowania wszystkiego. Bez gotowania dwóch rodzajów posiłku – dla dziecka i reszty familii. Taaak, nasza N., jak wiele innych nowoczesnych dzieci, również ma sesję foto ze swoim pierwszym zrobionym na parze brokułem 🙂

BLW jest świetne i polecam każdej z mamusiek. To temat rzeka, a info można czerpać z sieci. Oddałam N. stery w małe łapki. Nie chce jeść – OK. Chce podwójną porcję? No i git. Torturuje coś, co gotowałam półprzytomna w środku nocy? Ocieram łzy, bo wiem, że za dwa dni zmieni się w mini odkurzacz.

3. NATURALNIE PO RAZ 3CI. Od początku robię, co mogę, żeby ułatwić jej życie i rozkochać ją w warzywach. Czysta karta. Nie wie, że ma czegoś nie lubić, więc pałaszuje. Szpinak. Szparagi. Groszek. Zawsze jakieś zielsko – koperek. Szczypiorek. Pietruszka. Efekty: zadowalające. Jasne, że kręci czasem nosem na surówkę i odsuwa ze stanowczym: „nie!”, oczywiście bez próbowania. Ale są takie pewniaki, które zawsze znikną z talerza: brokuły, pomidorki, kolba kukurydzy, dynia na różne sposoby. Jest też rzecz jasna cała lista patentów na przemycanie warzyw: koktajle, pulpeciki, a nawet ciasta (bo mega pyszne można zrobić nie tylko z marchewki, ale też dyni, fasoli, buraka czy cukinii).


4. PO DOROSŁEMU

Nauczyłam się już, że dziecko jest zawsze sprytniejsze, niż by się mogło rodzicom wydawać. Jedzenie to nie wyjątek. Czemu ma jeść potrawę X, skoro rodzice wsuwają Y i chyba nawet im smakuje?? I pytanie nr 2: czemu mama (albo, w wersji dla szczęściar, tata 😛 ) ma gotować X+Y, skoro może zrobić 2,5xY? Mała je to, co my. A my jemy po prostu przyzwoicie. Siadamy razem do stołu i jemy te same rzeczy. często zagląda nam kontrolnie do talerzy i zadowolona, że ma to samo, bierze się za degustację. Oczywiście od tej reguły są wyjątki i część produktów trzeba dostosować do maluchów. Orzechy zawsze mielę, nie daję też małej surowych jajek czy mięsa (tatar odpada). Mówi się też, ze do 1rż lepiej jest unikać kakao (zamienić na karob) i miodu (zamienić na np. syrop klonowy).

Mamy pewne skojarzenia i przyzwyczajenia jedzeniowe. Każdy swoje, ale klasyka to np. „jak chleb, to z masłem”, „jak mąka, to pszenna”, „jak zupa, to posolona”, „jak ciasto, to z cukrem” etc. Dziecko, nie mając o tym bladego pojęcia, z radością zje razowy chleb z oliwą, placuszki na owsianej czy jaglanej mące, zupę doprawioną bogato ziołami czy ciasto posłodzone syropem klonowym/miodem/stewią/daktylami iii tak by można długo wymieniać. (Przy okazji koniecznie odklikaj sobie „na później” mój starszy tekst o walce z ochotą na słodkie KLIK).

5. ŚWIADOMIE Nie trzeba być marketingowym wyjadaczem żeby rozumieć, jak wielką ściemę sprzedają nam zazwyczaj producenci żywności „dla dzieci”. Chcesz wyrzucić trochę pieniędzy? Polecam sproszkowane „owocowe” kaszki dla dzieci naładowane cukrem, serki i jogurty „dla najmłodszych”, soczki w kartoniku i słodycze, których skład ciężko jest zrozumieć, jeśli się nie uważało w szkole na chemii.

Alternatywy są proste, często tańsze, ale przede wszystkim zdrowsze.

Zamiast kaszek mała je (i uwielbia) przeróżne owsianki, jaglanki i gryczanki. Dodać można do nich po prostu wszystko. Ja uwielbiam wersję masło orzechowe+banan+pecany, P. – tahini + mleko + orzechy albo a’la Nutella – kakao+truskawki+syrop klon, N. – wsuwa każdą wersję ze smakiem i „mniammniam”.

Zamiast jogurtów opcją jest serek biały lub jogurt o dobrym składzie z dodatkiem świeżych lub mrożonych owoców. Do tego, w wersji dla małej, często dodaję zmielone orzechy lub np. amarantusa.

Zamiast soczków w kartoniku – N. uwielbia wodę, przeróżne koktajle, a gdy jest zimno z chęcią pije miętę, rumianek, pokrzywę, czystek lub rooibos. I nie ma żadnego problemu z tym, że nie są one posłodzone.

Zamiast słodyczy – owoce (sporadycznie troszkę suszonych) i niekończący się repertuar domowych słodkości. Dla mnie są o niebo pyszniejsze od tych kupnych.

Najczęściej robię różnego rodzaju:

a) placuszki lub omlety – nasze ulubione to dyniowe, ale pyszne są też a’la racuchy, z jabłkami lub gruszkami. Używam do nich rozmaitych składników, np.  ricotta, mascarpone, kakao, owoce, karob, bakalie itd… b) ciasteczka/muffinki – jak wyżej 🙂 te 2gie w wersji warzywnej też są bardzo smaczne! c) naleśniki, pancakes, gofry – czym chata bogata 🙂 d) latem lody – sorbetowe lub na bazie mleka/jogurtu

6. MĄDRZE

Kwas tłuszczowy DHA wpływa na inteligencję – a przynajmniej tak mówią. Nie chcąc ryzykować, jemy ryby 2-3 razy w tygodniu. Mamy taki zwyczaj pt. „Rybne Weekendy” i zawsze na tę okoliczność przygotowujemy sobie coś pysznego. Podobna historia jest z jajkami. Dzieci je uwielbiają i nasza mała nie jest wyjątkiem. „Jajo” to jedno z pierwszych „kulinarnych” słów, których się nauczyła 🙂 Na miękko, w paście jajecznej, jako omlet, jajecznica, fritatta czy jajeczne muffinki – reakcja jest zazwyczaj ta sama: „mniammniam”.


7. SZYBKO

Uwierzcie mi, że często wyrobienie się z posiłkami dokładnie tak, jak chcę jest dla mnie mega wyzwaniem. Mała ma teraz na szczęście wyżywienie w żłobku, które spełnia moje oczekiwania, ale gdy byłam z nią jeszcze sama w domu narzekałam na konkretny niedoczas i każda z mamusiek doskonale wie, że nie mówię tu o braku czasu na pomalowanie rzęs i podkręcenie ich zalotką, ale o pójście do łazienki lub zjedzenie ciepłego posiłku siedząc na krześle (powiało luksusem) 😛

Ratują mnie szybkie przekąski, zwłaszcza gdy idziemy gdzieś na szeroko pojęte miasto lub wycieczkę. Nasze ulubione to oczywiście owoce (rządzą banany, jabłka, mandarynki, winogrona), czasem też suszone (rodzynki, żurawina, daktyle, morele – najlepiej niesiarkowane). W sklepie można się poratować waflami ryżowymi lub chrupkami kukurydzianymi bez soli (nasza mała lubi te z serii Angelina). Nie napełnią może brzuszka, ale zapewnią chwilę spokoju 🙂 W sytuacjach kryzysowych zdarza mi się kupić małej ciasteczka z Rossmana z mąki orkiszowej, słodzone miodem (takie małe zwierzątka).

Dość często robię też przekąski „na wynos”. Jestem fanką różnego rodzaju muffinek (również wytrawnych) i placuszków (również warzywnych).

TYLE! Zasada jest prosta. Żeby dziecko jadło zdrowo, musi tak jeść cała rodzina. Sorry. Znam z grup na FB sporo historii, gdzie dziecko dostaje zdrowy zastępnik czegoś, co wsuwają rodzice. Kojarzę też wiele postów, gdzie mamy wspominają o „ukradkiem” jedzonych ciastkach czy chipsach. Nie widzę w tym większego sensu.

Ten maluch, który teraz ufnie pochłania zdrowe posiłki wyrośnie. I się zorientuje. Zażąda tego samego ciastka i tego samego chipsa, a taki oto rodzic zostanie bez najmocniejszego argumentu pt: „mama i tata też jedzą zdrowo, więc bierz z nas przykład”. Daruję sobie odkrywcze stwierdzenie, że jesteśmy tym, co jemy, bo to już wie chyba każdy 🙂 Maluszek to kulinarna biała kartka i chociaż ma swoje UPODOBANIA, to od nas zależą jego NAWYKI. I upewniam się w tym za każdym razem, gdy mała ze szczerym (chwała, że inaczej jeszcze nie umie) zadowoleniem zmiata jedzenie ze swojego talerza.

A jakie jest Twoje podejście do dziecięcego menu 🙂?

19 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

KOLORY COLORADO #11. Ciąża w USA.

Dziki Zachód czy american dream? Kolejna odsłona amerykańskiej rzeczywistości. Tym razem będzie lekko bezwstydnie, bo zabieram Was po gabinetach, szpitalach i, o zgrozo, do wnętrza koperty z rachunkie

bottom of page