top of page

JAK PRZESTAĆ JEŚĆ SŁODYCZE jedząc czekoladę? Zobacz i też tak zrób.

Gdyby z “la dolce vita” wyciąć słodkie, zostałoby tylko życie. Bez smaku. Kto jest na tyle szalony, by mieć na takie ochotę?

Mam dla Ciebie historię o tym, jak miłość do Myszki Miki pomogła mi wyjść z niezłego bagna i co to oznacza dla Ciebie. Bierz z tego tekstu tyle, ile udźwigniesz, bo serio wierzę, że po coś przeorałam swoje kolana na tej długiej, wyboistej ścieżce!

A DROGA DŁUGA JEST…NIE WIADOMO, CZY MA SENS…

Wyobrażam sobie, że kochasz słodycze lub niekoniecznie, ale najwidoczniej one kochają Ciebie i masz ochotę zerwać ten związek z hukiem.

O tak. To przypomina rzucanie faceta, który ewidentnie jest draniem, ale z jakiegoś powodu znowu lądujemy z nim………..OK, niech będzie przyzwoicie: w jego objęciach. W końcu jest taki słodki. Albo chociaż wie, jak takiego udawać.

Wracając do słodyczy: postanawiasz, że to time to say goodbye i chcesz rzucić słodkie raz, a dobrze.

Google. Gazety. Jest i przepis! Wierząc mu, lądujemy zwykle w samym środku akcji “słodka wolność” myśląc, że oto znamy drogę na skróty i jeszcze tylko 14, max. 30 dni, do triumfu przy szampanie.


Zacznę od małej przystawki: swojej historii. Na pierwsze danie wjadą sposoby, które (wg mnie) NIE działają. Na drugie: kilka lekkich faktów. Deser: rozwiązanie.

Smacznego!

PRZYSTAWKA: SŁODKA HISTORIA Z NUTĄ GORYCZY

Byłam uzależniona od słodyczy tak bardzo, jak bardzo można. Jako kilkulatka zjadłam w tajemnicy swój tort urodzinowy, zostawiając dla gości tylko jeden kawałek. Latami skradałam się na palcach do szafki ze słodyczami. Gdy rodzice dziwili się, gdzie podziało się hurtowe opakowanie Prince Polo z Macro, udawałam zdziwienie razem z nimi. Kalendarz adwentowy zjadałam od razu w całości (dopowiem, że papier zostawał ;-)) i negocjowałam z siostrą, żeby się podzieliła.

Trwało to latami, przeszło w “dorosłe” i, mówiąc wprost, lasujące mózg zaburzenia odżywiania w każdym możliwym wydaniu. Nie pamiętałam już właściwie, jak wygląda życie bez obsesji na punkcie jedzenia. Widziałam się tylko przez jego pryzmat. Dzień był udany, jeśli ja “silna”, “twarda” i…głodna. Teraz wiem, że w czasach, gdy miałam się za supersilną, tak naprawdę byłam kompletnie słaba. Ale miałam do tego święte prawo.

 

A tak bardziej na poważnie pisałam o tym w tekście “Miałam bulimię. Taki koszmar pod banalną przykrywką”.

 

Wszystko to jest czasem przeszłym. Pamiętam bardzo wyraźnie, jak było, ale nigdy tam nie wrócę. Ten związek jest skończony już na zawsze, ale bardzo nie chcę, by ten dietetyczny drań związał się własnie z Tobą!


PIERWSZE DANIE: TRZY PRZEPISY, KTÓRE SIĘ NIE UDAJĄ

Było ich pełno, ale te zdecydowanie zostawiły największy niesmak i…nie przyniosły żadnego efektu.

POSTY I DETOKSY.

…lub też wszelkie akcje typu “2 tygodnie bez słodkiego”. Klucz do porażki to słowo “bez”. Odmawiasz sobie czegoś i odliczasz dni do końca. Zakazany owoc: czy to się może udać? Fakt, że czasem po kilku dniach czułam ogromną lekkość. Ba, myślałam nawet, że mogłabym żyć samym powietrzem. Tylko, że bardzo często taki wzlot kończy się brutalną glebą, a my z westchnieniem ulgi zatapiamy zęby w czekoladzie. Raczej, że nie gorzkiej.

KARANIE SIĘ. 

“Jestem słaba!”, “nie mam silnej woli!”, “złamałem się!”. OK, czas na karę. Co tym razem? Czarne myśli, izolacja od znajomych czy może obsesyjne ćwiczenia?

Obstawiam, że jeszcze nikomu nie udało się wprowadzić zdrowej rewolucji w diecie, robiąc to w niezdrowy psychicznie sposób. I że nikomu nie udało się zbudować czystej miłości do samego siebie na takich nienawistnych fundamentach.

Na dodatek jest tu haczyk. Myśląc tak, serwujemy sobie ogromny wyrzut stresu, a on z kolei mówi nam: “stary, jesteś w niebezpieczeństwie! spowalniamy metabolizm, kumulujemy tłuszcz!”.

DIETY BIAŁKOWE.

South Beach? Może i mogłam po tym wylądować z dumą na południowej plaży, ale wiatr znad morza by mnie zdmuchnął – tak byłam osłabiona. Przyjemność z plażowania przyćmiłby rozsadzający ból głowy. A w lodziarni nie miałabym czego szukać, bo jajek i suchej piersi z kurczaka to tam zwykle nie serwują.

DRUGIE DANIE: SŁODKIE FAKTY

SŁODKIE JEST DOBRE. Jesteśmy stworzeni do słodkiego życia. Na czubku języka mamy “słodkie” kubki smakowe – od 8 tygodnia życia prenatalnego. Słodkie jest mleko matki, słodkie relaksuje i daje przyjemność. Lubiąc to, nie jesteśmy słabi, tylko…kompletnie normalni.

Słodka wolność to nie jest wolność od słodkiego smaku!

SŁODYCZ NIE JEST DOBRY. Ale jest smaczny. Spójrzmy na niego bez emocji. Co tam jest na etykiecie? Czy takie coś rośnie w ogródku? Czy wyobrażasz sobie, że babcia dyktuje Ci przepis: “dodaj fosfatydy amonu i 3-monochloropropanediol”?

To ładna ściema, nad którą za dużą kasę pracują marketingowe mózgi. Zasługujesz na więcej, na coś naprawdę smacznego i dobrej jakości.

SŁODKI ZJAZD. Wiadomo, że słodycz głodu nie zaspokoi, a wyrzut insuliny każe nam sięgnąć po dokładkę. A dokładniej? Wiele lat temu odzwyczaiłam się od sklepowych słodyczy. Wiesz, co się stało, gdy zjadłam potem karmelową czekoladę? Zasnęłam. Odcięło mnie z minuty na minutę. Obudziłam się nie wiedząc, co się dzieje. W bonusie doszedł ból głowy. Czy na pewno chcesz za to płacić?

…I SŁODKA WYMÓWKA. Wiesz, dlaczego właściwie jemy słodycze? Głód jest gdzieś na końcu listy. Wygrywają z nim m.in.: uczucie pustki (słodycze nas wtedy wypełniają), chęć odciągnięcia myśli od czegoś nieprzyjemnego, przemęczenie całym dniem.

Jasne, głód też nie pomaga: chcemy wtedy czegoś błyskawicznego, co nas postawi na nogi. Tylko, że po kilku minutach nas z tych nóg zwyczajnie zetnie.

DESER: SMAK WYGRANEJ

Wiesz, co jest najlepsze? Największe szanse na zwycięstwo będziesz mieć wtedy, gdy przestaniesz to wszystko widzieć jako walkę!

Walka to napięcie, stres, przegrana. A ja Ci proponuję tryb zen 🙂 Pamiętam dokładnie, co mi pomogło wyjść ze słodkiego obłędu i chcę Ci powiedzieć, że były to:

POZNANIE NAJLEPSZEJ WERSJI SIEBIE. Poczekaj, nie scrolluj! To nie banał. To klucz.

Łatwo się pogubić. Kim serio jesteś, a kim chciałbyś być, bo ktoś Ci tak sugeruje lub takie jest Twoje otoczenie? Lecę z przykładem.

Krok po kroku pojmowałam, jaką Natalię lubię najbardziej 😉 I musiałam przyznać, że odpowiedź wcale nie brzmi: “w rozmiarze XS”. Lubię, gdy mam pełno energii. Lubię, gdy mogę długo lub szybko biegać. Lubię, gdy po całym dniu pracy nie padam na twarz, lecz mam zapas siły na moje przyjemności. Lubię, gdy moja córka widzi mnie jak kogoś pełnego życia, a nie ledwo żyjącego z przemęczenia.

A teraz ćwiczenie: jak się mają do tego słodycze? Odbierają mi energię. Pogarszają wyniki biegowe. Pogarszają mój wygląd (nie tylko kg, ale też na przykład stan cery).

Warto? Nagle widzimy szerszy kontekst. Jeśli słodycze do niego nie pasują, rozstanie nasuwa się samo.

DOBRE MYŚLI. Zjadłam coś słodkiego? No i? Mogę się z tego śmiać lub cieszyć; na pewno nie dołować! Póki trzymasz dobrą bazę i, mniej więcej, 80% tego co jesz jest zdrowe, słodycz raz na jakiś czas niczego nie zrujnuje i o niczym nie świadczy.

ROZPIESZCZANIE. Słodycze = przyjemność; tak często to widzimy. Na szczęście jest pełno innych sposobów na przyjemności. A my, z jakiegoś powodu, ograniczamy je sobie i potem słyszę: “słodycze to taka moja mała nagroda, nie będę sobie wszystkiego w życiu odmawiać”. Raczej, że nie.

Weź kartkę i wypisz wszystko to, co sprawia Ci przyjemność. Na pewno będzie tego pełno i jestem pewna, że wiele z nich trwa dłużej, niż pięć minut, w które opędzlowujemy paczkę ciastek. Zasługujesz na więcej!

A jeśli masz dzieci, postaw czasem na zdrowy egoizm. Kobiety lubią się poświęcać – nawet, jeśli nikt od nich tego nie oczekuje. To nie tak, że możesz zrobić dla siebie coś przyjemnego dopiero o 2 w nocy, gdy już padasz na twarz po zadowoleniu całej rodziny i odhaczeniu hiperlisty obowiązków.

ŚLEDZTWO. Tu znowu przyda się zeszyt. Zabaw się w detektywa Miki i zapisz, kiedy jesz w niekontrolowany sposób słodycze. Czy to zawsze konkretna pora dnia (np. po obiedzie)? A może towarzystwo? Uczucia (wściekłość, a nawet…znudzenie)? Ochota na nagrodę? A teraz wymyśl coś, co daje Ci to samo, ale nie jest paścią zapakowaną w kolorowy papierek.

Pisałam już o tym na własnym przykładzie: po całym dniu pracy bezwiednie kupowałam paczkę czekoladowych wafli ryżowych. Rozkminiłam, że to był dla mnie symbol odrobiny zasłużonej przyjemności. Zmieniłam to na…czytanie. O tym, jak podmieniać takie nawyki pisałam tutaj.

DELEKTOWANIE. Jeśli uwielbiasz słodkie, szaleństwem byłoby je usuwać na amen! Też tak mam i jem słodkie właściwie codziennie. Piekę, kupuję pełno owoców i zdrowe zastępniki. Zdrowe i smaczne; bo chodzi o przyjemność, a nie tylko dobry skład, a niektóre “fit batony” są zwyczajnie paskudne.

Poza tym: kto powiedział, że nie można raz na jakiś czas pójść na boską bezę do kawiarni, wypić gęstą gorącą czekoladę w górach czy zjeść pyszne lody na prawdziwym mleku? Jedz słodkie, ale delektuj się tym. Wybieraj wysoką jakość, rozpieszczaj się, skoncentruj na każdej łyżeczce czy kęsie tak, jak robią to pięknotki w reklamie słodyczy 🙂

Wtedy Twój mózg zdąży to zarejestrować. Będzie odwrotnie, gdy zjesz na szybko batona, czytając gazetę.

Wiele lat nie jadłam słodyczy praktycznie wcale – nawet gorzkiej czekolady. Teraz jem je sporadycznie i nie ucierpiała na tym ani moja waga, ani samopoczucie, ani poczucie własnej wartości. Taki balans jest zbawienny.


***

A jeśli po przeczytaniu tego tekstu uznajesz, że między Tobą a sklepowym słodkim jest prawdziwa miłość, po prostu ją podtrzymaj – nawet, jeśli wszyscy wokół są na cukrowym detoksie i łapią się za głowę. Co im do tego? Ty wybierasz! Może za kilka lat się odkochasz; może to potrwa na zawsze. Póki wiesz, że jest Ci z tym dobrze i nie psuje innych stref życia, pozostaje mi życzyć smacznego 🙂

8 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page