Ma sześć godzin i płacze. Echo niesie jej głos po oddziale noworodkowym. Noc, upalna. Nie śpię drugą dobę, ale to nic. Wsuwam małą w becik i toczę się na dyżurkę. „Proszę mi pomóc…nie mogę jej uspokoić”. Zmęczona pielęgniarka patrzy na mnie jak na wariatkę. „Nie wiem, no do siebie wziąć, pani próbuje”. Wracamy na salę. Kładę jej obok ucha jedną słuchawkę od iPoda i włączam „Lost Stars” Adama Levine. Perkusja i hałas. W końcu zasypia, a ja słucham w pętli soundtracku. Oczy mam jak pięć złotych. Kolejna noc na stand by’u. Oprócz niej urodziło się kilkoro innych dzieci. Śpią wszystkie, jest cicho.
Wiesz, co to high need baby?
Marta i William Sears, twórcy koncepcji rodzicielstwa bliskości, mają ośmioro dzieci. Najmłodsze dało im w kość i obaliło wszystko, co dotychczas wiedzieli.
O co chodzi?! Co jest z nim nie tak?! Co jest z NAMI nie tak?!
To są typowe pytania, które zadają sobie rodzice HNB.
Podobno to dziecko, które ma większe potrzeby niż rówieśnicy.
Powiedziałabym, że potrzeby ma dokładnie te same. Różni się jednak reakcją na ich nie zrealizowanie.
Jeśli HNB płacze, to do utraty tchu. Jeśli rozpacza, to głęboko. Jeśli cokolwiek wyprowadzi je z równowagi, to będzie do tej równowagi wracało naokoło, a po drodze jeszcze się zgubi. I to je naprawdę, NAPRAWDĘ zdenerwuje.
JA SOBIE NIE POZWALAM!
Rozmawiam ze znajomą, rodziła kilka miesięcy temu. Pyta, jak mała. Trochę się uzewnętrzniam. Niepotrzebnie.
– Ja sobie tak nie pozwalam. Od pierwszego dnia wszystko ustawiłam zgodnie z książką („Język niemowląt”, jakby co). Mały chodzi jak w zegarku. – mówi z dumą.
– U nas to nie przeszło.
– Trzeba sobie wychować.
@#$%^&*()!
Jeśli Twoje dziecko śpi jak Pan Bóg (i „Język niemowląt”) przykazał, jeśli lubi rytuały, jeśli akceptuje regularny plan dnia – wspa-nia-le!
Jeśli nie wiesz, co to rozpacz z niewyspania i nie doświadczyłeś codziennych protestów na absolutnie wszystko – cu-dow-nie!
Ale wiesz co?
To może wcale nie być Twoja zasługa.
JA SOBIE WYCHOWAŁAM!
Wychowanie dziecka to nie lepienie z plasteliny, nie tworzenie od zera.
Noworodki mają temperament i upodobania. Przychodzą z nimi na świat.
Dlatego właśnie na jednej sali poporodowej mała N. krzyczy wniebogłosy, a śpiący rzut beretem Pawełek ani drgnie. Mama Pawełka nic tu nie podziałała. Co więcej, sama o tym wiedziała, bo raportowała przez telefon koleżankom: „Teraz trafił mi się spokojny!! Jak on śpi..!!”.
Lubimy myśleć, że mamy wpływ na wszystko. To takie amerykańskie, że sprawy można wziąć we własne ręce i je sobie ładnie ogarnąć. W tym również dziecko.
Zanim się urodzi, wszystko jest proste.
Kto z nas widzi się wtedy w parku, z purpurowym od krzyku niemowlęciem na rękach, które za nic nie chce leżeć w wózku?
Albo na skrzyżowaniu, na którym zasnęło się na czerwonym świetle z przemęczenia?
Czy tam z głową pulsującą od bezzasadnego krzyku?
Dla wielu rodziców te pierwsze miesiące są łaskawe.
Maluch przykładnie zajmuje się snem i jedzeniem. Łagodnie zapada w drzemkę na spacerze. Uśmiecha się, widząc twarz rodzica. Radośnie pluska w kąpieli. A jeśli ma gorsze dni, udaje się je przegonić prostymi sposobami. Rytuałami. Poradami z książek. Dni są miłe, idzie gładko.
Ale w tym samym czasie, drzwi w drzwi mieszkają też rodzice HNB, którzy rwą sobie włosy z głowy, zasypiają na dywanie, kłócą się o co popadnie i zastanawiają się – na głos lub po cichu – dlaczego u nich jest jakoś INACZEJ.
Czy oni tego całego rodzicielstwa po prostu NIE SKUMALI?
Nie nadają się, czy jak?
Mają przytępiałą intuicję?
Brak ręki do dzieci?
Czy może mają to na własne życzenie, bo „sobie na to pozwolili”?
Teraz już wiem, że nic z tego nie jest prawdą.
JA CI DAM DOBRĄ RADĘ!
Pomożecie? POMOŻEMY, i dlatego wokół rodzica high need baby pojawia się gromadka doradców ds. wychowania.
Spróbuj uśpić z pieluszką przy buzi. Zapisuj wszystko w excelu. Wymyśl rytuały, a będzie cacy.
NAPRAWDĘ nie przesypia jeszcze nocy? Eeee, no bo mój…
NAPRAWDĘ nie lubi jeździć autem? Dziwne, dzieci uwielbiają…
NAPRAWDĘ płacze podczas kąpieli? Mój się śmieje…
Nic tak nie dobija rodzica HNB jak trywialne rady.
Najpierw kurczowo się ich łapie. Ej, może to zadziała?! Jedziemy!
Ale w końcu, po kilku tygodniach lub miesiącach pojmuje, że dzieci HNB to po prostu inna bajka.
Działają na opak.
Mają inaczej rozwinięty układ nerwowy, drażliwy taki.
Nie cierpią rytuałów. Nie obowiązuje ich żaden rozkład dnia. Są spontanicznie niecierpliwe. Proste rzeczy robią się nagle trudne, a reklamacji nie ma do kogo zgłosić. Poradniki idą do śmieci.
Jest cholernie nerwowo i to sobie trzeba jasno i szczerze powiedzieć!!!
A teraz wyobraź sobie, że stajesz na rzęsach i nic nie działa.
I dostajesz radę w stylu Śmiech na Sali. Plus stwierdzenie, że widocznie się źle ogarnęło. Że konsekwencja i srele morele. Że jak się wychowało, tak się ma i tyle.
Płachta na byka!! Trzymajcie, bo uduszę!! A ręce mam silne od noszenia mojego dziecka do snu, bo TAK, ono nadal nie potrafi samo zasnąć. Ups.
JA BYM TO ZROBIŁA INACZEJ!
Te opowieści brzmią dla Ciebie jakoś obco?
Możliwe, bo rodzica HNB zrozumie tylko inny rodzic HNB.
Śmiałam się z tego określenia. Kolejne ADHD, nowomoda.
Śmiałam się, a kilka miesięcy po urodzeniu N., półprzytomna, przeczytałam w necie TEN TEKST i mną wstrząsnął.
Eureka! To nie moja wina!
Paplajcie sobie, co chcecie. Nic nie wiecie. Może przekonacie się przy kolejnym dziecku, może nigdy.
Mam prawo być kłębkiem nerwów. Krzyczeć w nocy w poduszkę przy setnej pobudce. Nie jestem robokopem.
ŻADEN z rodziców nie jest gotowy na taką jazdę.
Skoro wkładam 100% energii i miłości, chcę zobaczyć uśmiech na buźce tej mojej Hajnidki. Mieć poczucie, że ogarniam. Bo skoro co rusz płacze, to chyba jednak NIE ogarniam?!
KAŻDY z rodziców czułby dokładnie to samo, co rodzic HNB.
Zwątpienie i napięcie, które nie ma kiedy zejść. Bo raczej nie (zarwaną, of course) nocą.
To nie wina rodzica HNB, że młode wydaje się być wciąż niezadowolone.
I to nie zasługa rodzica „normalnego” dziecka, że jest ono zwykle zadowolone.
JA BYM SIĘ NIE DAŁA!
Co za bzdura.
Gdyby Twoje dziecko rozpaczliwie płakało, póki się go nie przytuli – nosiłabyś. Choćby godzinami.
Gdyby nie działała na nie ŻADNA metoda usypiania – bujałabyś.
Gdyby po dwóch miesiącach żelaznej konsekwencji nadal rzucało się we własnym łóżku – wzięłabyś do swojego.
Możesz kpiącym tonem stwierdzić, że sobie nie ogarnęłam.
A mów co chcesz.
Często nawet trochę Ci zazdroszczę, ale Ty mi też masz czego. Bo to, co dla Ciebie normalne, dla mnie jest powodem do wypicia szampana 🙂
P.S. N., kociaku, to tylko trochę o Tobie. Teraz masz dwa lata i jest lepiej. Mama już wie, że Twój świat właśnie się zawalił, bo chciałaś ubrać sukienkę z myszką albo siedzieć pół ranka na trawie i puszczać bańki.
15 thoughts on “MIŁOŚĆ, która ma pod górkę”
Witaj Natalia,
Dziękuję za ten tekst. Z perspektywy czasu już trochę zapomniałam, jakie były nasze początki. Po przeczytaniu wszystko wróciło, tak było! I te dobre rady i pozorna troska, że może warto do lekarza. I niezrozumienie, tak jak w komentarzach.
Miesiąc przed trzecimi urodzinami moja córka pojechała z dziadkami nad morze. Po tych prawie trzech latach zrozumieli dopiero, co to znaczy położyć nasze dziecko spać 😉
Ściskam Cię mocno i z wdzięcznością, że piszesz i że nie tracisz z tym wszystkim zaufania do siebie i córki. Wszystkiego dobrego dla Was!
PS. Nasza rodzina powiększyła się niedawno o dwójkę maluchów. Jest łatwiej, nawet z dwójką, niż przy pierworodnej o wyjątkowych potrzebach. Doceniłam siebie za te trzy lata. I jeszcze wyraźniej widzę niezwykłość córki 🙂
I ja dziękuję – za taki budujący komentarz! Wszystkiego dobrego dla Waszej rodzinki :-)!
Nie wierze że sie nie da z tym nic zrobić. Proponuje nie nosić nie bujać i sie nie cackać. Nie płacze z poważnego powodu przeciez tylko ma fanaberie. Na pewno da sobie siana po jakomś czasie.
No cóż. Mogę tylko pogratulować chłodnego podejścia do tematu. Choć podejrzewam, że nie doświadczyłaś takiego przypadku na sobie, wtedy myśli się inaczej.
Mam jedzcze drugie dziecko wiec czasami nie bylo wyjscia, musilam tez sie zajmowac starszym. Mialam go nie karmic, nie przewijac, nie kapac?
Musi być pani strasznie sfrustrowana, to aż bije z tego tekstu i wali po oczach. Współczuję.
Pudło. Wręcz przeciwnie 🙂
Mój pierwszy taki był i mega ostro było… Jak się przeprowadziliśmy, to “życzliwa” sąsiadka zadzwoniła na policję, “że ktoś dziecko morduje”. W parku ludzie mi mówili “niech pani idzie z tym dzieckiem do lekarza, dzieci plączą, ale nie aż tak!!!”, no i nie będę wspominać, co mówiła teściowa:-) na pocieszenie TO MIJA! Teraz pierworodny ma 3 latka. Drugie dziecko – książkowy aniołek, teraz czekam na trzecie i jestem ciekawa jaki charakterek się trafi tym razem…
O taaak, te komentarze innych po prostu uwielbiam 😀 “Na pewno chore”, “Dzieci tak nie płaczą”, “Pewnie głodne” itd. Musi być miło mieć dla odmiany książkowego aniołka 🙂 A kiedy trzecie?
Moje dziecko….ciągły płacz spanie po 15 minut łóżeczko wózek parza. ..usypianie tylko na rękach i to w pozycji pionowej wtulone we mnie….spacery ubieranie noce ehhhh co będę pisać …znacie to..
.u obwinianie siebie…
A ja mam dwójkę takich “nierytualnych” rok po roku! Jest jazda!
Też mam HNB i tekst w 100% pasuje do tego przez co przechodzimy;) jakbym sama napisała haha. Ale to najcudowniejsza Hajnidka pod słońcem! 🙂
Hajnidki rządzą 🙂 Niby trudna miłość i ciągła sinusoida, a jednak jest w tej relacji coś mega wyjątkowego 🙂 Pozdrawiamy Waszą dwójkę 🙂
No tak! Wszystko się zgadza! Moje pierwsze to takie rytualne, drugie ani trochę. Miesiącami zastanawiałam się, dlaczego wypróbowane dotąd metody ni w ząb nie działają…trochę wpadłam na to, że On tak ma i przestałam z tym walczyć, a zaczęłam instynktownie działać. I tak, od roku moje wyjście do pracy jest zawsze, absolutnie zawsze powodem do płaczu. Tak po prostu jest. Welcome home high need boy! Świetny tekst! Trochę tu zostanę
To musiałaś mieć niezłe zaskoczenie, skoro pierwsze dziecko było łatwiejsze w obsłudze..:-) Ja z kolei liczę, że może nasze drugie (gdy już powstanie 😉 ) będzie rytualne, nawet sobie nie wyobrażam, jakie to musi być wygodne 🙂 Pozdrawiam!!