top of page

100 RZECZY o codzienności i podróżach po USA. Zanim wyjedziesz.

O USA wiemy tak dużo. Filmy, piosenki, opowieści, wyobrażenia. No właśnie: wyobrażenia. Opowieści. Piosenki. Filmy. Ten zestaw może tworzyć wizję nieco zakrzywioną, więc dorzucę trochę faktów opartych na 4 miesiącach w Nevadzie i ponad 1,5 roku w Colorado. Pieniądze, zwiedzanie, zwyczaje, dzieci, jedzenie, zakupy, komunikacja. Wierzę, że znajdziesz tu coś, o czym wcześniej nie słyszałeś – lub potwierdzenie, że podstawowy pakiet informacji przed wyprawą lub przeprowadzką do USA masz już pięknie obcykany.

OGÓLNIE

Zanim zdenerwujesz się, że Amerykanie zamiast „Poland” rozumieją „Holland” – upewnij się, że dobrze wymawiasz po ang nazwę naszego kraju 🙂

Jest tu różnorodnie. To oznacza, że oprócz nowoczesnych opcji i rozmachu spotkasz też pełno rozwiązań, w których Polska/Europa są po prostu do przodu. Stan stanowi jest kompletnie nierówny, więc nie zakładaj, że to, co np. legalne lub możliwe w jednym jest takie samo w drugim. I tak np. w „naszym” Colorado dozwolona jest rekreacyjna marihuana, a istnieją stany, gdzie w danej jego części nie można się nawet napić alkoholu.

Możesz bez obaw wyrażać siebie np. ubiorem czy zachowaniem. Co najwyżej spotkasz się z pozytywnym komentarzem 😉 Amerykanie dzień w dzień wystawiani są na tak dużą mieszankę osobowości, że dziwi ich dużo mniej niż nas. „Duży” dla Amerykanina to NAPRAWDĘ duży. Ostrożnie zamawiaj napoje i wybieraj rozmiar pizzy 🙂 Jednostki właściwie w każdej materii odbiegają od naszych – warto ściągnąć sobie aplikację do konwersji. Odległość mierzy się w milach, długość w stopach, wagę w funtach i uncjach, temperaturę w Fahrenheitach. Maraton w USA ma 26,22 co może nie brzmi tak dumnie, ale sprytnie omija kryzys 32km 😉 Data ma format miesiąc/dzień/rok. Brak zasięgu. Nie zdziw się, że GPS zacznie Ci świrować, a internet zastrajkuje. Brak zasięgu to tutaj norma, nawet w cywilizowanych miejscach 🙂 Gniazdka i napięcie – różnią się od naszych – warto zabrać przejściówkę i upewnić się, że sprzęty, które zabieramy pociągną przy gniazdkach 110-120V. W przeciwnym wypadku nie ma sensu ich brać, bo zwyczajnie nie ruszą. Rożnica czasu. W USA są cztery strefy czasowe – wschodnia, centralna, górska i pacyficzna. Jeśli akurat wybieracie się na triathlonowe mistrzostwa na Hawaje, to oczywiście jest tam jeszcze inna strefa 🙂 W Colorado różnica między Polską to 8 godzin – to sprawia, że zdzwonienie się wcale nie jest takie łatwe. Pogoda różni się ogromnie między stanami, co zresztą wcale nie jest dziwne biorąc pod uwagę ich powierzchnię i urozmaicone ukształtowanie terenu. Zdecydowanie warto sprawdzić, czego można się spodziewać – zwłaszcza, jeśli planuje się sporo przemieszczać. Gdy to piszę jest u mnie 35 stopni, a za oknem widzę zaśnieżone górskie szczyty. Ubezpiecz się. Koniecznie, koniecznie, koniecznie się ubezpiecz. Koszty za służbę zdrowia mogą doprowadzić do ruiny.

ZWYCZAJE

Oczywiście, że non stop będziesz słyszeć „how are you” i „how are you doing”. To forma przywitania. Odpowiedź…cóż, nie ma znaczenia 🙂 Zwykle deklaruje się, że świetnie, można podziękować i zapytać o to samo. To naprawdę nie jest moment, by opowiadać o naszym prawdziwym samopoczuciu – zrobiłam tak eksperymentalnie kilka razy i zawsze zaskoczenie było dość spore 😉 Będą się z Tobą witać również kompletnie obcy. Zdarzało mi się, że nieznajomymężczyzna w parku przerwał rozmowę przez telefon, żeby się ze mną przywitać. Możliwe, że policjant kręcący się w swoim radiowozie po Twojej okolicy opuści szybę, żeby rzucić parę słów. Pożegnanie to często „have a good day” lub, w innej wersji, „have a good one”. Są aspekty, gdzie amerykański różni się od angielskiego,ale oczywiście brytyjski angielski też będzie tutaj bez problemu zrozumiany. Amerykanie przywykli zresztą do wielu kultur wśród obywateli i turystów. Kompletnie się nie obawiaj.

Amerykańska natura to uprzejmość i zaciekawienie Twoją osobą. Przygotuj się na częste pytania o Twoją mini historię życia – skąd jesteś, lub „skąd jest Twój akcent”, co tu robisz i inne takie. Statystyczny Amerykanin jest też bardziej otwarty w rozmowie, niż Polak i możesz uznać, że niektóre z zadawanych pytań są zaskakująco prywatne. Ma to swój urok. Często też zdarza się, że Amerykanin zaproponuje Ci pomoc lub zapyta, czy jej nie potrzebujesz. Nie zdziw się też, gdy w markecie non stop będziesz słyszał „excuse me” nawet, jeśli wcale nie jest ciasno i nikt nikomu nie przeszkadza. Z drugiej jednak strony… Nie jest łatwo zaprzyjaźnić się z Amerykaninem. To może być tylko perspektywa Colorado, ale wiem, że nie jestem odosobniona w tym wrażeniu. Nie ma zwyczaju zapraszania się do domu (wyjątkiem są ustawione spotkania typu play dates, o których później). Kobiety w ciąży czy z małymi dziećmi wcale nie są traktowane wyjątkowo. Nie ma tu specjalnych kas dla ciężarówek. Kojarzę tylko jeden market z miejscem parkingowym z narysowanym bocianem. Gdy na finiszu z bliźniakami mój wygląd zaprzeczał prawu grawitacji i stałam w kolejce na poczcie – każdy chciał sobie ze mną pogadać, ale nie przepuścił mnie nikt 😉 Amazing, cute, exciting to słowa, które podałabym w czołówce, gdybym miała wymienić te najczęściej używane podczas pogawędki z nieznajomym. W Stanach króluje różnorodność i luz. Może Cię zaskoczyć nieformalny styl ubierania i tak np. w Colorado praktycznie nie widuję kobiet w butach na choćby małym obcasie, za to można spotkać ludzi w piżamach – na spacerze z psem, w markecie lub na hotelowym śniadaniu. Wielu Amerykanów mało podróżuje. Sprawy nie ułatwia im bardzo mała ilość dni urlopowych, brak czegoś takiego, jak płatne L4 i gwarancja jakiegokolwiek terminu wypowiedzenia – motyw z filmów, gdzie z dnia na dzień ktoś zostaje odprawiony i wychodzi z kartonowym pudłem to nie mit. Możesz tu znaleźć festiwal absolutnie wszystkiego. Wróżek, jednorożców, czosnku, chicken wings i długo by tak można 🙂

JEDZENIE I PICIE

Tutejsze posiłki to breakfast, lunch i dinner – ten ostatni jedzony jest zwykle późno, po powrocie z pracy/szkoły, w rodzinnym gronie. Nigdy nie słyszałam, by ktoś w USA używał słowa „supper” (kolacja). Dużo częściej pojawia się za to „brunch”, czyli kombinacja śniadania i lunchu – zwłaszcza w weekendy. Klasyki śniadaniowe to: pancakes, jajka (często z bekonem), tosty, bajgle, kiełbaski, muffiny. Lunch to np. sandwiche (bardzo popularna, zwłaszcza wśród dzieci, jest kanapka z masłem orzechowym i dżemem), sałatki (takie odżywcze i na bogato to bardzo rzadka sytuacja, króluje Ceasar), fast foody, danie uważane za świetne dla dzieci – Mac&Cheese, czyli po prostu makaron z serem; coś na słodko, albo np. …resztki. Taką zresztą dostałam odpowiedź od nauczycielek w przedszkolu, gdy zapytałam, co zwykle dzieci mają na lunch. Odp: leftovers. Obiad/kolacja to chyba najbardziej urozmaicone danie, a to, jak będzie wyglądać zależy sporo od regionu. Poza typowo amerykańską kuchnią widać też często wpływy meksykańskie, stąd prawie w wielu restauracjach i domach można zjeść quesadillę czy tacos. Amerykanie nie są takimi praktykami gotowania, jak Polacy. Nie zdziw się, jeśli kupując jakiś mniej popularny składnik dostaniesz od kasjera pytanie, co to właściwie jest. Wodę pije się zwykle prosto z kranu i taką też dostaniesz za darmo w każdej restauracji. Domyślnie podana będzie z furą lodu; jeśli nie lubisz – podkreśl to. Tak popularna w Polsce mineralka to tutaj naprawdę rzadkość. Kupując wodę w markecie możesz trafić co najwyżej na spring water – czyli wodę źródlaną. Mineralną widuję zwykle tylko w delikatesach i jest…importowana z Europy. Najlepsza opcja to kupienie własnej butelki/bidonu (może być z filtrem, jeśli nie lubisz posmaku tutejszej kranówki) i uzupełnianie jej gdzie popadnie. Mnóstwo tu tzw. water fountain, z których możesz się napić bezpośrednio albo uzupełnić zapasy. Jeśli jesz na mieście, w większości popularnych sieciówek napoje są z opcją refill. Działa to również w przypadku kawy. Amerykanie piją ją dużą i słabą. Przy okazji – są stany, gdzie napoje gazowane funkcjonują pod nazwą soda i takie, gdzie mówi się na nie soft drink. Zwykle wchodząc do restauracji trzeba poczekać,aż zostanie się posadzonym przez hosta. Zorientujesz się po oznaczeniach. Często o napoje zapyta Cię busser,a dopiero potem pojawi się Twój „docelowy” kelner odbierając główne zamówienie. Lubisz fast food? Popularne sieci z typowo amerykańskim jedzeniem to, poza oczywiście McDonalds czy Burger King: 5 gyus, Chick-fil-A, Cane’s czy Wendy’s, gdzie podobno jakość jest niezła jak na fast food i nie mają mrożonych produktów. Pizzę znajdziesz w np. Papa John’s czy Papa Murphy’s; nasze ulubione sieci na szybko to MOD Pizza. Meksykańskie jedzenie serwują np. w Chipotle, Qdoba czy Taco Bells, azjatyckie: Panda Express lub Thai Express. Kawy napijesz się najłatwiej w potężnym Starbucksie (jest tu nawet często przy lub w dużych marketach jedzeniowych) czy Caribou. Jest tego oczywiście DUŻO więcej. Google pomoże 🙂 Zdrowe opcje? Bywa ciężko, choć się da. I tak np. w sieci Paneera Bread można skomponować niezłą kanapkę, sałatką lub bowla i domówić koktajl. Jeśli w okolicy znajdziesz market Whole Foods – skorzystaj z ich baru; mają tam pełno zdrowych opcji dostępnych na miejscu – do zjedzenia w wydzielonej sekcji w sklepie lub też zabrania na wynos. Wege? Pomoże niezawodna aplikacja HappyCow. Jeśli chcesz kupić piwo lub coś mocniejszego,rozejrzyj się za Liquor Store. Zwykle alkohol sprzedaje się właśnie w wydzielonej placówce. Pamiętaj, że w USA trzeba mieć 21 lat, by móc kupić cokolwiek z procentami. Zakupy spożywcze w USA to temat tak obszerny, że mogłabym skroić nowego posta. Warto jeść lokalnie i rozejrzeć się po gazetkach dystrybuowanych w marketach. I tak np. łatwo tutaj kupić quinoę, ale już kasza gryczana czy jaglana to naprawdę rzadkość. Tę 1szą póki co widziałam tylko w polskim sklepie. Kolendrę dużo łatwiej kupić niż pietruszkę. Pecany są o wiele popularniejsze niż orzechy włoskie, że o laskowych już nie wspomnę. O tym, że chleb w USA jest zwykle paskudny pewnie już wiesz; póki co jedyny, który mogę polecić pochodzi z Whole Foods. Dużo zależy od regionu, w którym przebywasz. Wyczujesz, co świeże, popularne, lokalne. Nie ma sensu upierać się przy europejskich przyzwyczajeniach, bo potrafi to kosztować duże pieniądze i może być zwyczajnie niedobre. W Colorado tutejsze/tanio importowane produkty to np. awokado, mango, miód, brzoskwinie, śliwki, dynie, oczywiście kukurydza. Wszystko zależy od sezonu i rejonu. Popularne sieci marketów to Walmart (tani, ale zwykle kosztem jakości), Target, Safeway, King Soopers. Moja ulubiona to Sprouts – ich sklepy są kompaktowe jak Lidl, a jednocześnie cudownie zaopatrzone w zdrowe produkty i nie tak drogie, jak Whole Foods. Wiem, że świetny pod tym kątem jest też Trader Joe’s, ale w Colorado akurat go tu nie mam. Jeśli zamierzasz zamieszkać w USA na dłużej, warto kupić kartę do Costco – to formuła podobna do Macro. Oferują pełno produktów w korzystnych cenach i dużych opakowaniach. Można złapać sporo perełek. Zabieraj swoją torbę. W przeciwnym wypadku zostaniesz obdarowany furą jednorazówek. Amerykanie pakują w nie jak szaleni; potrafią do jednej włożyć po jednym produkcie.

INNE ZAKUPY

Sklepy w USA są zwykle pogrupowane w coś a’la centra handlowe. Rzadko zdarza się, by cokolwiek otwierało się „na osiedlu”. Jeszcze się z tym nie spotkałam – chyba, że ktoś akurat mieszka w centrum dużego miasta i ma koło siebie delikatesy czy jakieś 7/11. Jeśli planujesz polowanie na ubrania,rozejrzyj się za centrami outletowymi. Pełno jest też sklepów typu Tj Maxx, Macy’s, Marshalls, Ross, Nordstrom Rack i kilka innych, gdzie znajdziesz mydło i powidło różnych marek w mocno obniżonych cenach. Ameryka to kupony.Jeśli lubisz polowanie na okazje, wypróbuj aplikacje typu Krazy Coupon Lady (tak, krazy przez „k”) czy RetailMeNot. Dzięki nim w sieciówkach możesz dostać dodatkowe rabaty do kilkudziesięciu procent. W sklepach typu Dollar Tree czy Family Dollarmożesz kupić wszystko za, niespodzianka, dolara. Jakość zwykle straszy, ale są rzeczy, które warto tu kupić takie jak np. gadżety urodzinowe do dekoracji, torebki na prezenty, balony, jednorazowe kubki czy sztućce, ale też kredki, kolorowanki czy naklejki. Zakupy przez internet to oczywiście Amazon. Znajdziesz tam z grubsza wszystko 🙂 Dostarczane jest zwykle prosto pod drzwi i częsty widok to paczka na wycieraczce. Dostawa często odbywa się dzień lub dwa później; jeśli planujesz zostać w USA dłużej – warto wykupić opcję prime member. Jest podobno opcja zamówienia czegoś do skrytki Amazon, jeśli jesteś akurat w trasie/nie masz stałego adresu. Nie testowałam, ale może komuś z Was się ta opcja przyda. Szukasz używanych sprzętów, zabawek etc.? Poza Facebook Market warto sprawdzić Craiglist. Znajdziesz tu też prywatne oferty mieszkań na wynajem. I oczywiście garage sales– to nie tylko motyw z filmów, tylko bardzo częsta praktyka. Zwroty w Ameryce to już legenda i temat przewijający się nawet przez filmy czy żarty. Potwierdzam: zazwyczaj da się zwrócić wszystko, nawet jeśli było użyte. Powód nie jest potrzebny. Wystarczy taki, że jednak Ci się ta rzecz nie podoba. Upewnij się co do polityki zwrotu, żeby uniknąć rozczarowań. Kilka popularnych sieci, które również warto znać to: Walgreens z głównie lekami i kosmetykami, Barnes&Noble z książkami (mój ukochaniec), Home Depot czy Lowe’s z szeroko pojętymi materiałami budowlanymi. Ciekawostka, która mnie zaskoczyła: w USA nie można „tak po prostu” kupić sobie soczewek kontaktowych. Potrzebna jest wizyta u okulisty, recepta i zamówienie w specjalnym miejscu. Zajmuje to tak dużo czasu, że naprawdę lepiej zabrać spory zapas z Polski. Jest to dość absurdalne biorąc pod uwagę, jak dostępna jest tutaj broń albo marihuana (wybrane stany).

PIENIĄDZE

Warto mieć gotówkę – choćby po to, by posłużyła na napiwki. Inna sprawa, że zdarzają się miejsca, gdzie płatność kartą odpada i byliśmy np. w restauracji w cywilizowanym Boulder, gdzie płaci się gotówką lub…czekiem. Napiwki to oczywiście klasyka. Są normą, a nie wyjątkiem gdy ktoś naprawdę zachwyci poziomem usługi. Osoby, które pracują na stanowiskach z napiwkami często dostają minimalną podstawę właśnie dlatego, że resztę „odbierają” w napiwkach. Gdy byłam na W&T i pracowałam jako kelnerka 90% moich zarobków stanowiły właśnie tipy. Poza restauracjami obowiązują one też w np. busach typu shuttle, hotelach (wypada zostawić napiwek dla sprzątaczki np. na łóżku z karteczką, że to dla niej) czy w usługach typu fryzjer etc. Płatności zbliżeniowe? Zapomnij 🙂 Przynajmniej mi się jeszcze nie zdarzyło trafić na takie miejsce. Twoja polska karta w większości miejsc powinna zadziałać. Na wszelki wypadek możesz dać znać w pl banku, że wyjeżdżasz do USAi zamierzasz tam płacić kartą. W przeciwnym wypadku możliwe, że zostanie ona zablokowana po zagranicznej, „podejrzanej” transakcji. Wypróbuj Revoluta. Jeśli wyrobisz kartę, będziesz mógł używać jej bez kosztów przewalutowania (nie tylko w USA). Bankowość bywa tutaj denerwująca. Raz, że niektóre transakcje tak długo się „mielą”, że potrafią obciążyć konto z dużym opóźnieniem i sprawić niemiłą niespodziankę. Dwa, że gdy robi się np. spory przelew bank (a przynajmniej dwa, z którymi mieliśmy styczność) blokuje konto, dopóki nie zweryfikuje, co takiego podejrzanego się wydarzyło. To oznacza, że czasami odrzucało nam płatność, a po wiszeniu x czasu na infolinii okazywało się, że konto zostało z troski o nasze bezpieczeństwo zablokowane 😉 Czy Stany są tanie? Wg mnie nie, a już zwłaszcza, jeśli przelicza się wszystko na złotówki. Najbardziej opłacalne są sprzęty elektroniczne czy niektóre markowe ubrania; drogie jest jedzenie i usługi. Ceny, które widzisz w sklepie zwykle nie są finalne. Dolicza się do nich podatek stanowy. Sprawdź, ile on wynosi w miejscu, do którego się wybierasz – i czy w ogóle on obowiązuje.

Płatności w restauracji kartą są zaskakujące. Po otrzymaniu rachunku przekazujesz kelnerowi Twoją kartę, z którą on…znika. Wraca z kwitkiem, na którym musisz podać dodatkową kwotę napiwku i całość ładnie dodać.

W DRODZE

Upewnij się, że do samolotu nie zabierasz niczego zakazanego. Na przykład…jajek-niespodzianek. Jeśli masz trudności z zaśnięciem w samolocie (i luksus w postaci nie podróżowania z małym brzdącem 🙂 ) – melatonina może pomóc. Po wylądowaniu w USA postaraj się jak najszybciej funkcjonować zgodnie z obowiązującymi godzinami. Tu wszędzie jest daleko 😉 Nawet, jeśli Amerykanin obieca inaczej – będzie prawdopodobnie dalej, niż w Twoim wyobrażeniu 🙂 Zwłaszcza, że mało kto para się tutaj spacerowaniem – jeśli już, są to zwykle osoby wyprowadzające psa. Oczywiście na szlakach turystycznych to kompletnie inna bajka. Tankuj na zapas i trzymaj w aucie zapasy wody i jedzenia, jeśli podróżujesz i wybierasz się w bardziej dzikie rejony. Nevada, Arizona, Colorado, Utah to tylko niektóre miejsca, gdzie zdarza się, że jedzie się przez kompletne odludzia i bywają długie odcinki, gdzie nie ma szans na zatankowanie czy zamówienie czegokolwiek. Tankując wsuwasz kartę kredytową, a potem wlewasz dowolną ilość paliwa. Jeśli chcesz płacić gotówką, sprawa jest bardziej skomplikowana – musisz mniej-wiecej oszacować, ile paliwa chcesz kupić, bo najpierw płacisz, a potem tankujesz. Przechodząc przez jezdnię trzeba podwójnie uważać. W miastach z ogromnym natłokiem ludzi można przechodzić na białym świetle (w USA nie ma zielonego dla pieszych 😉 ). Dla bezpieczeństwa lepiej robić to, co tłum i oczywiście wcześniej się rozejrzeć. W mniej zaludnionych miejscach kierowcy nie spodziewają się z kolei pieszych i bywają miejsca, gdzie jadą na pewniaka – trzeba zachować czujność. W USA bez auta? Nie umiem sobie tego wyobrazić. Zwykle części mieszkalne są wydzielone od handlowych i nie ma tu takich przybytków, jak osiedlowe delikatesy czy Żabka. Zabrakło składnika do ciasta? Googlujesz zamiennik, robisz biegowy trening do marketu albo wsiadasz za kółko. Z auta załatwić można naprawdę wiele. Za tankowanie płaci się przy dystrybutorze. Pod bankomat podjeżdża się samochodem. Z auta można odebrać lekarstwa wjeżdżając na drive-thru; odebrać zamówione wcześniej zakupy, oczywiście zamówić kawę czy wiele różnych opcji do jedzenia, a czasem nawet oddać książki do biblioteki. Jeśli zamierzasz tu prowadzić auto, sprawdź, czy stan do którego się wybierasz wymaga międzynarodowego prawa jazdy. To taki uzupełniający papierek, który musisz mieć wtedy ze sobą poza standardowym, polskim prawem jazdy. Wprawdzie istnieje konwencja genewska, na podstawie polskie prawko jest respektowane, ale co stan to obyczaj. I ponownie: co stan, to inne przepisy. Gdy na W&T przekroczyliśmy prędkość w Kaliforni, dostaliśmy jedynie ostrzeżenie. W Nevadzie szeryf wracał z nami kawał drogi na posterunek, a żeby wyjść z miejsca, musieliśmy zapłacić kaucję (!) Uwielbiana przez nas „drogówka” raczej tutaj nie funkcjonuje. Mimo to Amerykanie, tak statystycznie, jeżdżą naprawdę przepisowo i rzadko kiedy zdarza się wyprzedzanie z gazowaniem na buraka. W okolicach Denver są autostrady po 5 pasów w jedną stronę i wszyscy jadą z podobną prędkością. Pas „carpools only” to ukłon w stronę ekologii i dedykowana część jezdni dla samochodów, w których jedzie więcej niż jedna osoba. Zdarzają się też specjalne miejsca parkingowe z dogodną lokalizacją, właśnie dla carpools. Zabierz ze sobą prawo jazdy nawet, jeśli nie zamierzasz prowadzić. Posłuży jako ID. Można skręcać w prawo na czerwonym. Najpierw obowiązuje całkowity STOP i ustąpienie pierwszeństwa. Popularne są skrzyżowania typu 4-way stop. Rusza się z nich na zasadzie: ten, kto pierwszy przyjechał, pierwszy może odjechać.

Poza taxi można skorzystać z Ubera albo Lyfta. Latanie po USA jest relatywnie tanie. Sprawdź linie takie jak Frontier, American Airlines, Delta czy Spirit. Transport publiczny to coś, czego naprawdę nie chcesz tu używać – no chyba, że mówimy o świetnie zorganizowanym nowojorskim metrze. Autobusy czy pociągi wprawdzie funkcjonują, ale połączenia są zwykle fatalne. Jedyne busy, które regularnie tutaj widuję to te charakterystyczne, żółte, szkolne.

ZWIEDZANIE

Dobrze się spakuj. Przygotuj się, że przez wiele km może nie być kompletnie żadnego sklepu – nawet w okolicach mocno turystycznych. Wgraj mapę offline i na wszelki wypadek zaopatrz się jeszcze w klasyczną, papierową. Jeśli planujesz odwiedzać parki narodowe (a to zdecydowanie mocna strona USA) – zwykle najbardziej opłaca się kupić roczny pass. Jest dostępny w budce rangera przy wjeździe do każdego parku. Szykując plan przejrzyj też zagraniczne strony/blogi. Często na polskich przewijają się w kółko te same klasyki, a wiele z nich jest MOCNO przereklamowanych i okrutnie zatłoczonych. Sprawdź atrakcje, które oferuje airbnb – poza noclegiem. Czasem można tam wyhaczyć niezłe perełki, które pozwolą lepiej doświadczyć danego miejsca. Warto zacząć od visitor center– często jest tam mnóstwo darmowych mapek, ulotek i gazet plus poinformowane osoby, które tylko czekają, żeby Ci doradzić. Jeśli chcesz użyć drona, upewnij się na jakich zasadach jest to możliwe. W wielu parkach nie można latać, ale są też takie, gdzie latanie jest dozwolone pod warunkiem, że nie startuje się i nie ląduje na terenie parku. Nagrywasz GoPro? Świetne filmiki w klimacie teledysków zrobisz dzięki programowi Quick.

NOCLEGI

Szukasz noclegu w USA? Najpopularniejsze opcje to booking.com czy airbnb. Możesz też spróbować hotwire.com: oferują dużo niższe ceny, ale czasem nie wiesz, gdzie dokładnie będziesz nocować – co ma swój urok 🙂 Popularne i niskobudżetowe sieci moteli to: Super 8, Motel 6, Travelodge, America’s Best Value Inn, Days Inn i kilka innych. Są do siebie bardzo podobne; najczęściej wejście mają bezpośrednio „z ulicy”, w środku znajdziesz łóżko/łóżka i łazienkę, śniadanie, jeśli wliczone, będzie…raczej paskudne 😉 I ograniczy się do pankejków, które możesz sobie usmażyć w wysłużonej maszynie, jajecznicy (często z jajka w proszku), english muffins lub bajgli i kilku innych rzeczy. Kilku, raczej nie kilkunastu 🙂 Warzywa to naprawdę rzadkość. Właściwie, to nie kojarzę, bym kiedykolwiek trafiła na nie w motelu, a i nawet w hotelach bywa z nimi problem. Inna, bardzo popularna opcja to przyczepa campingowa/camper, czyli RV. Ewentualnie namiot. Sieć amerykańskich campingów jest potężna. Wielki plus tej opcji to bliskość natury i popularnych punktów wartych odwiedzenia. Zdarza się, że campingi znajdują się w lub na granicy parku narodowego, a najbliższe motele to wciąż godzina, a nawet dwie jazdy. Warto rezerwować je ze sporym wyprzedzeniem – są takie, które wyprzedają się na pniu wiele miesięcy wcześniej! Miejsca, gdzie dozwolone jest darmowe nocowanie podpowie Ci strona freecampsites.net. Przydatna może też być aplikacja WikiCamps USA, która pomoże znaleźć miejscówkę na nocleg. Wielki plus tej opcji to bliskość natury i popularnych punktów wartych odwiedzenia. Zdarza się, że campingi znajdują się w lub na granicy parku narodowego, a najbliższe motele to wciąż godzina, a nawet dwie jazdy. Warto rezerwować je ze sporym wyprzedzeniem – są takie, które wyprzedają się na pniu wiele miesięcy wcześniej!

Rozmiary łóżek w USA są podchwytliwe 🙂 Twin to…łóżko pojedyncze. Podwójne to queen lub (rzadsze, bo większe) king. W większości moteli, hoteli i mieszkań na wynajem znajdziesz…wannę. Na dodatek bez węża prysznicowego – w ścianie zamontowana jest tylko „głowa” prysznica. Zwykle będą dostępne ręczniki, suszarka i małe opakowania z mydłem i żelem pod prysznic oraz szamponem. Parter to 1st floor. Ground floor to określenie angielskie, w Ameryce się go nie używa.

Dłuższy pobyt? Rozejrzyj się za kompleksami apartamentów. Zwykle można tam wynająć mieszkanie na dłuższy okres czasu, a zazwyczaj lokatorzy mają do dyspozycji dodatkowe atrakcje typu siłownia, clubhouse z kawą czy/i basen.

DZIECI W USA

Amerykanie często mają dzieci dość późno, ze względu na bardzo wysokie koszty ich posiadania, opieki, a potem edukacji. Uważaj wiec zakładając, ze ktoś jest babcią lub dziadkiem dziecka – może się, że to mama/tata. Psy mają się za to w tym kraju naprawdę wyśmienicie. I często są traktowane właśnie jak dzieci. Widzę je wożone w wózkach, noszone w nosidłach, z wymyślnymi zabawkami. Do tego pełen pakiet usług, typu czytanie dla psów w miejskiej bibliotece czy…”szkoła rodzenia” – taką ofertę zajęć miał np. szpital, w którym przyszły na świat moje bliźniaki. Publiczne karmienie nie jest tutaj zbyt popularne. Amerykanki praktycznie nie mają urlopu macierzyńskiego (rekordowa długość, o jakiej słyszałam to trzy miesiące) i podejrzewam, że to m.in. przez to karmienie nie rozpropagowało się tak bardzo, jak aktualnie w Polsce. Amerykańska otwartość dotyczy oczywiście również maluchów. Zdarzało się nam wielokrotnie, że obca osoba w restauracji chciała wziąć nasze dziecko na ręce, a już dwa razy u lekarza pracownicy przechwytywali, nosili i zabawiali nasze maluchy, żeby móc się zająć nami. Play dates to ustawione spotkania, zwykle mam z dziećmi w podobnym wieku, w domu lub np. na placu zabaw. Co ciekawe, zarówno one jak i imprezy urodzinowe często mają określony czas startu i…zakończenia. O danej porze wszyscy się po prostu zgodnie zwijają do domu 🙂 Rodzice małych dzieci mogą liczyć na niezły „support system” – w przedszkolach (a nawet np. salach zabaw czy basenach) organizuje się cyklicznie wieczorek dla dzieci pt. „parents’ night out”, a położne i lekarze pierwszego kontaktu dość często podkreślają, jak ważny jest odpoczynek młodej mamy i pomoc dla niej z zewnątrz. Może Cię zaskoczyć, że niemowlęta w USA nie są wożone w gondolach (zwykle, jeśli już „spacerują”, to w fotelikach samochodowych) i notorycznie są noszone w wisiadłach, na dodatek przodem. Mnóstwo rodziców uważa, że „zdrowe jedzenie” dla dzieci to np. veggie straws („warzywne” chrupki), cheerios czy serowe krakersy w kształcie rybek.

A jeśli wciąż jeszcze masz niedosyt tekstów o USA, dodatkową porcję znajdziesz w sekcji Kolory Colorado i na moim Instagramie – tam na bieżąco wrzucam InstaStory z podróży i amerykańskiej codzienności, a w zapisanych relacjach zobaczycie migawki z Colorado, Californi, Nevady, Arizony, Nowego Jorku, a już niedługo również z Utah. Udanego czasu w USA!

94 wyświetlenia

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page