top of page

„WAGA I WZROST?” Po co Ci to?

Chodziłam do gimnazjum. Taak, można się litować. Awansowaliśmy przedwcześnie z podstawówki, w głowach się nam poprzewalało, wszystko prawda. W LO robiłam absurdalne rzeczy, ale zgrubnie wiedziałam, d l a c z e g o. W gimnazjum działałam dziwaczne bez błogosławieństwa zrozumienia, co mną szarpie. I ten czas w szkole na „G” jest dla mnie symbolem – Głównie Głupstw. Z kultem WAGI – niskiej, odpowiedniej – na czele. Dziś o niej. I o tym, że przecież z gimnazjum wyrośliśmy (lub je szczęśliwie ominęliśmy), ale z ówczesnego myślenia już niekoniecznie.

Nie chcę nikogo urazić, ale też będę pisać na szybko, bez kreślenia.

O wadze bez zbędnego ważenia słów.

„Jaki masz wzrost i ile ważysz?”

Takie pytania dostaje wiele z nas – dziewczyn, które w sieci pokazują jakąś formę sportowego lifestyle’u. Pytania o magiczne ciągi cyferek. Podaj, a wszystko będzie jasne. Raz na jakiś czas trafia ono i do mnie. I widzę, jak wpada do innych blogerek – pod fotkami, które pokazują cokolwiek ciała, pod tekstami, które nawiązują do tego, jak sport wpływa na wygląd. Przewija się w komentarzach. Szlag mnie od niego trafia, bo przenosi mnie ono do zero-jedynkowych czasów gimnazjum, gdy łatwo trafiało się do szufladek „gruba/chuda” i przeróżnych innych, a przy słabej psychice ciężko było potem z nich uciekać. Nikt nie lubi być przymknięty.

W PUŁAPCE LICZB

Uwielbiam matematykę i rozumiem, że świat miło jest pozamykać we wzorach i liczbach, by uprościć. Rzecz w tym, jak się interpretuje wynik takiego działania.

Powiedz więc najpierw, po co wypytujesz o ten wzrost i wagę? Nie atakuję. Pytam tylko…

Zobacz.

BMI pyta o to samo. Jak interpretuje wynik? Łaskawie… Dwie osoby o tym samym wzroście i wadze różniącej się o kilkanaście kg NADAL będą „w normie”:

A czym jest na przykład taka „norma” w ciąży? Na portalach i w książkach przewijają się magiczne wzory. Dodaj dziecko, łożysko, wody i kilka innych. Ważysz więcej niż 12 kg? Uuuu. Tłuszcz, droga pani! Strzeż się pilnie!

Dość mam tych cyferek, które mają nas pookreślać i zawyrokować. Czy jeszcze jestem normalna, czy już trochę grubawa? Czy ciążowe kg ponad „normę” to powód do wzruszenia ramionami, czy obawy?

Ludzie złoci. Dorosłe jesteśmy. Dlaczego tak ciężko jest więc kopnąć w cztery – nieważne, czy szczupłe – litery tę gimnazjalistkę z przeszłości i odpuścić sobie gnębienie się cyferkami?

W PUŁAPCE MYŚLENIA

A czemu pytasz? Bawię się teraz w psychologa. I gdy padają pytania o ten wzrost i wagę zastanawiam się – po co pytasz? I jak one się mają do Twojej historii?

Chcesz się porównać? Błagam, nie rób sobie tego! Przecież wiesz, że tu liczy się dosłownie wszystko. Budowa. Geny. Mięśnie. Predyspozycje. Styl życia. Tego nie da się tak przyłożyć do siebie i zawyrokować, że jak mniejsze czy lżejsze, to lepsze…

Chcesz się zmotywować? To rozumiem, ale porównuj się wyłącznie do SIEBIE! Nie daj się złapać w te sidła ważenia i rozkminiania, że waga -x kg załatwiłaby sprawę Twojego samopoczucia. Nie mówię, że by nie załatwiła! Myślę tylko, że jedynym motywującym punktem odniesienia możesz być TY, sama dla siebie. Nie krzywdź się i nie porównuj z innymi, nie w ten deprymujący sposób.

Chcesz się podbudować, że ważysz mniej? Nie ma problemu, bo…ja z tym nie mam problemu! Te cyfry niewiele dla mnie znaczą. I gorrrrąco polecam ten stan ducha.

Niech to zabrzmi patetycznie, ale piszę te słowa z troski. Mam TO miejsce w sieci, które opowiada o sporcie, pokazuje jakiś mały wycinek. Czasem może tu przebijać coś na kształt obsesji 😉 ale NIGDY nie dotyczy ona wyglądu czy wagi.

Sport to coś więcej niż rzeźbienie pośladków i pompowanie bicepsów. Pewnie dlatego na dłuższą metę nie umiem znieść klimatu siłowni i koncentracji na tym, by WYGLĄDAĆ w pewien określony sposób, WAŻYĆ określoną ilość kilogramów.

Jeśli czujesz brak satysfakcji i myślisz, że kilka kg mniej to załatwi – możesz być zaskoczony. Waga sama w sobie nic nie daje. Przecież dwie osoby, które ważą tyle samo mogą wyglądać kompletnie inaczej.

W PUŁAPCE PERFEKCJI

Nie pytaj mnie więc proszę o ten wzrost czy wagę. I nie pytaj o to gdziekolwiek indziej. Zrób sobie taki prezent i patrz tylko na siebie. Ja dałam go sobie kilka lat temu i od tej pory ta strefa mojego życia zmieniła się nie do poznania, odetchnęłam.

Po wieloletniej obsesji na punkcie jedzenia i ćwiczeń, potrzeby kontrolowania i wiecznego porównywania się – bez żalu, choć nie bez trudu odpuściłam.

Co się wydarzyło? Ważę więcej, choć niewiele. Nie ma to wpływu na mój nastrój. Nie zadręczam się. Nie terroryzuję. Gdy zjem czekoladę – zwykle dłużej ćwiczę, bo jestem nakręcona cukrem 😉 ale nie gnębię siebie myślą o słabej sile woli. Czasem się z siebie po prostu śmieję.

Pamiętam te dawne czasy bardzo dokładnie i wiem, co może zrobić z psychiką nadmierna chęć kontroli i przywiązanie do cyfr na wadze. Gdy widzę Cię gdzieś w komentarzach, gdy widzę w prywatnej wiadomości, że o te liczby pytasz – widzę część dawnej siebie w Tobie.

I chcę pomóc. Tylko tyle. Nie wiem, jak mogłabym jeszcze, ale jeśli masz jakiś pomysł, to się odezwij.

Mam 164cm, ważę prawie 60kg (sporo, prawda?) i moje BMI to 22. „W normie”. Ale dopiero od kiedy przestało mnie to interesować, czuję, że „w normie” jest też moje do tej wagi podejście.

Czego i Tobie BARDZO, bardzo mocno życzę – bo jesteś piękna, a możesz się też pięknie poczuć. Wystarczy znaleźć swój sport. A bieganie to tylko jedna z setek opcji… 🙂


fot główne – www.odzywianie.info.pl

15 wyświetleń

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

WYSZŁAM NA MIASTO, a tam życie

….w pępku Wwy. Sobie tętni. Idę środkiem, jak w bańce, jak w bajce, niewidzialna. Adidasy nie brzmią na tym zgrzanym chodniku, jak powinny, nie ma stuk-stuk-stukstukstuk. W tej trattorii na rogu włosk

bottom of page